środa, 12 sierpnia 2015

7557,62 km

Długo­let­nie błądze­nie w ciem­nościach w poszu­kiwa­niu praw­dy od­czu­wanej, lecz nieu­chwyt­nej, głębo­kie prag­nienie oraz przep­la­tające się ze sobą ok­re­sy wiary i zwątpienia, które pop­rzedzają jas­ne i pełne zro­zumienie, zna­ne są wyłącznie tym, którzy sa­mi ich doświad­czy­li.

Trzy doby dzielą mnie od przekroczenia progu warszawskiego lotniska i udania się w bynajmniej nie najkrótszą podróż swojego życia. Walizki puchną w oczach, tak jak i same oczy w trakcie pożegnań z przyjaciółmi. Nieustannie towarzyszy mi uciążliwe przeczucie, że zapominam o czymś istotnym. Szczoteczka do zębów? Paszport? Prezenty? Przecież wszystko starannie zapakowane czeka na piętnastego sierpnia. Kilka dni temu ostatecznie odcięłam się (pożegnałam?) od wszystkiego co wiązało mnie z minionym rokiem. Mam wrażenie, że palę mosty, co jest całkowicie niedorzeczne, bo przecież zwyczajnie na chwilę je zostawiam (prawda?). Nie wiem co będę robić za tydzień ani za miesiąc. Właściwie to nie mam zielonego pojęcia jak wyobrażać sobie najbliższą przyszłość. Jest tyle scenariuszy, że mój przygnieciony natłokiem wrażeń umysł nie daje sobie rady z jakimikolwiek wizualizacjami. Tym sposobem trwam sobie w chwili teraźniejszej, nie zastanawiając się nawet co będzie jutro ani za pięć minut. Całe swoje skupienie koncentruję na tym, by przygotować się na absorbowanie wszystkich, nawet najmniejszych zmian, które w ciągu kilku dni zaczną mnie zewsząd zalewać.

Podróżowanie jest brutalne. Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszelkiego co znane i komfortowe.  Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym – powietrzem, snem, marzeniami, morzem i niebem.

Od poniedziałku stale załatwiam sprawy, które każdy bardziej rozgarnięty exchange student miałby już za sobą parę ładnych tygodni temu. Cóż, ktoś chyba musi zaniżać wyniki we wszystkich statystykach i być żywym przykładem na to jak wiele można zrobić w trzy dni. Oto jestem i oświadczam, że w przeciągu kilku dni i nocy dałam radę załatwić prezenty, zakupy, badania, bagaże, loty, opłaty, dentystów, fryzjerów, bankierów i wiele innych. Możecie być dumni, ja jestem. 
Poniżej możecie zobaczyć trochę prezentów dla damskiej części rodziny, w które zdążyłam się zaopatrzyć. Zdecydowałam, że wszystko przekażę w formie grupowego prezentu, aby uniknąć problemów pod tytułem "To mi się nie przyda, ale twój prezent jak najbardziej.". Poza tym jestem w trakcie przeszukiwań sklepów monopolowych, celem odnalezienia likieru czekoladowego Wedla aka prezentu dla htaty. Poza tym mam jakieś sto kilo słodyczy.



Dokupiłam drugi bagaż główny, więc muszę podzielić się pewną wspaniałą informacją! O ile moja matematyka mnie nie myli to będę miała do wykorzystania... Uwaga, uwaga - 58 kilogramów! Umożliwi mi to zabranie wszystkich rzeczy, które pragnę mieć przy sobie. Może przemycę trochę słodyczy, może książek, jeszcze nie wiem, ale jestem pewna, że bardzo dobrze wykorzystam każde dostępne miejsce. Jeśli nie podpasuje mi amerykańskie jedzenie - zawsze będę mogła odżywiać się czekoladą i zupkami chińskimi. No, przez jakiś czas. 
Co znajduje się na ostatnim zdjęciu? Mój dzienniczek, który obiecałam sobie prowadzić (jak co roku...) i zdjęcia z maszyny, które pakuję do wielkiej papierowej koperty z napisem "NA ŚCIANĘ". Generalnie to przyznam się, że wydałam wczoraj 200zł w empiku, które znajdowało się na wszystkich kartach podarunkowych, jakie w życiu dostałam (efekt sprzątania pokoju).

5 komentarzy:

  1. Cieszę się, ze podpowiedziałam te zestawy kosmetyków :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Skąd są te piękne cytaty? Gdzie kupiłaś notatnik?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo chciałabym powiedzieć, że moje, ale jeszcze "trochę" brakuje mi do tych, którzy je wymyślają - interrrnet. Notatnik z empiku:).

      Usuń
  3. A jednak książka z przepisami :D

    OdpowiedzUsuń