poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Welcome to Texas!

Wszystko jest takie ogromne! Ale zacznijmy od początku...



15.08.15
Dzień wyjazdu! Właściwie cała podróż przebiegła zgodnie z planem. No, prawie... Jedynym mankamentem był fakt, że nie zdążyłyśmy na przesiadkę w Atlancie(a co tam), a następny lot do Austin był 10 godzin później. Tym sposobem spędziłyśmy dłuugą noc na lotnisku z torbą podręczną i voucherami na 30$ w ręce. Do teraz dziękuję Bogu(sobie), że wpadłam na pomysł zabrania dodatkowej bluzy i długich spodni, które uratowały mnie przed transformacją w kostkę lodu na lotnisku. Po 27 godzinach odebrałyśmy walizki w stolicy Teksasu i wraz z nowymi rodzinami udałyśmy się w drogę do nowych domów.




Rodzina
Są wspaniali! Bałam się, że będzie niezręcznie, ale nie mogłam się gorzej pomylić. Hostmum(z pochodzenia Polka) ma bardziej teksański akcent niż hostdad(teksańczyk z krwi i kości). Przyjęli mnie jak prawdziwego członka rodziny, od razu szczegółowo(bardzo) oprowadzili po domu. Zapoznali mnie nawet z sąsiadami! Spadł mi też kamień z serca, bo okazało się, że prowadzą bardzo zdrowy tryb życia(o tym zaraz). Hostsiostry są przesympatyczne, cały czas ze mną rozmawiają i dbają o to żebym się nie nudziła!

Dom i okolica
Jednym słowem - czad. Mieszkam jak cesarz, moje łóżko przypomina łoże królewskie, mam własną łazienkę i garderobę, jeżdżę autkiem golfowym na osiedlowy basen. Wokół domu znajduje się prawdziwe zoo, co zapewnia nam stały dostęp do zdrowych, nieprzetworzonych produktów. Mają nawet pszczoły! Dom jest bardzo przestrzenny i nowoczesny, pełno w nim ukrytych pokoi. Jest nawet siłownia! Z salonu można wejść do pomieszczenia, które najbardziej przypadło mi do gustu. Znajdują się w nim dwa ogrooomne fotele i stoliczek, a ściany są przeszklone. Czy to nie jest super?! Już wiem gdzie będę czytać książki jak zacznie padać. 

16.08.15
Lekko po dziesiątej przyleciałyśmy do Austin, gdzie czekały na nas rodziny z transparentami powitalnymi. Po odebraniu toreb skierowaliśmy się w stronę parkingów, gdzie wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę moja twarz wyglądała w ten ":O" sposób. Wszystko jest takie ogromne! Po dotarciu na miejsce zostałam uraczona śniadankiem w formie gofro-podobnych wafli z syropem klonowym i borówkami, mniam. Później poszłam rozpakowywać się do pokoju, gdzie czekał na mnie miły prezencik, składający się z jedzenia(wiedzieli co mi dać) i koszulki szkolnej z napisem Dripping Springs High School. Uporawszy się z torbą poszłam się wykąpać do (własnej) łazienki pod (własnym) prysznicem. Byłam tak zmęczona, że nie dałam nawet rady się położyć, więc zrobili mi hometour. Poźniej przyszła sąsiadka, z którą rozmawialiśmy(wszyscy) w drzwiach(!!!) przez dwie godziny. Co chwilę oświadczała, że wychodzi po czym wracała, musząc jeszcze coś powiedzieć. Przed obiadem(kolacją?) hostsiostry zabrały mnie na osiedlowy basen, gdzie dojechałyśmy autkiem golfowym. Znajduje się on jakieś 3-5 minut pieszo od domu, więc przeczuwam, że będę tam stałym bywalcem. Po obiedzie pojechaliśmy do sklepu, który swoją drogą wygląda jak wielka spożywcza Ikea. Zabawny fakt - przy każdym regale(dziale?) są stanowiska, gdzie można próbować różnych produktów. Przykładowo udało mi się zjeść pieroga ze szpinakiem, kawałek łososia, tosta z cheddarem, kilka serów czy napić się mleka czekoladowego lub smoothie z mango. Generalnie to wyszłam najedzona, a hostdad doszedł do wniosku, że zamiast jeść w domu będziemy chodzić na próbki. Po powrocie oglądałam "If I stay" z Kassy, Julie(hsiostry) i hmum. Oczywiście z przemęczenia zasnęłam w połowie, więc delikatnie mnie obudziły i poszłam spać do pokoju. Wstałam o 7:30 (jetlag, zazwyczaj tak nie wstaję) i doszłam do wniosku, że przydałoby się napisać coś na blogu.






Welcome to Texas
Jeśli zostawię buty na dworze to przed kolejnym ich założeniem powinnam sprawdzać czy nie ma w nich skorpionów. Jeśli są - zabić i chusteczką do ubikacji. Zostałam też poinformowana, że dość często mogę natknąć się na grzechotniki, ale nie muszę się martwić bo w pobliskim szpitalu mają antidotum na ich jad(no przecież, problem z głowy). Gorzej z czarnymi wdowami, jeśli zobaczę - uciekam. Nie powinnam się też martwić wyciem kojotów w nocy, bo atakują one co najwyżej kury. Aha! Jest jeszcze puma! Teren jej łowów obejmuje Hayes County, ale nie widziano jej tu już od roku. Tak czy tak - bardzo boi się ludzi, więc mogę spokojnie biegać wieczorem. O faunie mogłabym rozprawiać jeszcze długo, ale chyba zobrazowałam już jak to mniej więcej wygląda. A jedzenie? Dziś na śniadanie jadłam tosty z dżemem z owoców kaktusa, a na lunch mam przygotowane tortille i salsę. Tubylcy nazywają kuchnię teksańską tex-mex, ze względu na meksykańskie wpływy. Muszę przyznać, że póki co jestem zachwycona!

Co dalej?
W pierwszy weekend września jedziemy na plażę w pobliżu Houston, cały przyszły(ten?) 
tydzień mam zaplanowany na różne wyjazdy w okolicę, w środę idę do school counselor, a do samej szkoły już za tydzień. Minął dopiero jeden dzień, a już tyle się dzieje - nie mogę się doczekać co będzie później!



Buziaki!,

8 komentarzy:

  1. Ile lat mają twoje host siostry?

    OdpowiedzUsuń
  2. Dodasz zdjęcia swojego nowego pokoju? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się zrobić cały hometour w formie filmu!:)

      Usuń
  3. można dodawać Cie na snapie? :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Co jest w tym koszyczku obok koszulki?

    OdpowiedzUsuń
  5. Będziesz kręcić vlogi z USA? :) Zapowiada Ci się świetna wymiana!

    OdpowiedzUsuń