Z chęcią zasypałabym was górą wspaniałych zdjęć ze spotkania, które zapewne byłyby bardzo ciekawe... Gdyby istniały. Otóż to, mam może dwie fotki z samego początku! Dlaczego? Po pojawieniu się ostatnich niedobitków odłożyliśmy wszelkie urządzenia elektroniczne do wielkiego kartonu z napisem "Don't touch". Przez cały wieczór(noc) obowiązywał bezwzględny zakaz używania telefonów co by się nie rozpraszać i przywiązywać 100% uwagi do każdej aktywności.
Było nas około 25 osób(uczniów) i dwójka nauczycieli(teatr i grupa techniczna). Większość z nich zna się od ładnych paru lat i nie było to ich pierwsze tego rodzaju spotkanie. Zaczęliśmy od przedstawiania się, dokładnego wyjaśniania swojej roli(lub funkcji) w sztuce i indywidualnej charakterystyki postaci. Później był lunch i kilka innych "zapoznawczych" aktywności. Pierwszym "właściwym" punktem programu była reżyserka sztuki pod tytułem "Romeo i Julia w 10 minut". Ponad 2 godziny - w 10 minut, ach tak. Jak sobie poradziliśmy? Długa, zawierająca sporo wątków, pełna złości wypowiedź była zamieniana w donośne "GHRGHYY", a wielolinijkowy, apostroficzny monolog Lady Capulet w "She's dead, man". Wyszło nam to całkiem nieźle, a wiele osób popłakało się ze śmiechu (w tym ja).
Kolejne zadanie(a) wiązało się z podziałem na kilkuosobowe, celowo dobrane przez Ms.Koske grupy. Mi przypadli Monica, Maddie, Cameron, Brynn i (tu wklej imię). Zdaję sobie sprawę, że nikt z czytających nie ma zielonego pojęcia o kim mówię, więc załóżmy, że to informacja dla mnie. Czekało nas kilka konkurencji, takich jak:
1) Wymyślenie nazwy grupy i kreatywna prezentacja.
2) Napisanie szekspirowskiego sonetu na podany temat i odegranie go jako swoistej scenki (był Old Spice, były koty z internetu).
3) Jedna osoba z grupy wybierała z worka sześć losowych liter, z których później (również losowo) tworzyła słowo (niekoniecznie mające jakiekolwiek znaczenie). Nasze zadanie polegało na utworzeniu sześciu słów, zaczynających się kolejno od każdej z liter. Nikt nie wiedział co miało później nastąpić, więc wychodziły zabawne, bezsensowne zdania. Jak się okazało - nasz twór miał zostać tytułem (i tematem) sztuki, którą zobowiązani byliśmy wyreżyserować. Jedynym wymaganiem był wątek miłosny (Romeo&Julia) między dwoma innymi gatunkami (Montague&Capulet).
Mieliśmy bardzo dobitnie przedstawionych jaka i ośmiornicę (Daughter, YOU'RE AN OCTOPUS!), mnicha i raptora(bardzo, bardzo realistycznego raptora - Nathan powinien zgarnąć Oscara), owcę i lwa ("So the lion fell in love with the lamb", umarłam, dla niezorientowanych - najbardziej wyśmiewany cytat ze "Zmierzchu").
Suma sumarum, po kilku godzinach zaciętej walki - nasza grupa zajęła drugie miejsce ze stratą zaledwie 2 punktów.
Jedną z ostatnich zorganizowanych aktywności, było skonstruowanie metaforycznego kostiumu/przedmiotu, streszczającego w pewien sposób naszą postać (lub rolę - dla grupy technicznej) i wyjaśnienie go swoimi słowami. Resztę wieczoru spędziliśmy rozmawiając, jedząc, grając w przeróżne gry i wreszcie - leżąc na ziemi i słuchając muzyki, proponowanej kolejno przez każdą z osób. Zasnęłam około 2.
Z rana przywitał mnie zapach świeżych wafli z syropem klonowym, babeczek borówkowych i zielonej herbaty. Przed opuszczeniem domu wariatów rozsiedliśmy się w salonie w oczekiwaniu na ostatni punkt programu pod zagadkowym tytułem "Rozdanie nagród". Jak się okazało, nasi kochani organizatorzy przygotowali indywidualny upominek dla każdej osoby. Nie były to zwyczajne prezenty - Megan dostała miecz z gwiezdnych wojen, Logan drewnianego kota, Joey cukrową laskę świąteczną, a ja? Czarnego misia z emblematami drużyny futbolowej z Nowego Orleanu. Za każdym szczegółem tej niespodzianki, od koloru, przez fakturę po znaczki - kryje się cała historia i milion uzasadnień dlaczego akurat to. Ale to w następnym poście! Do domu wróciłam o 10:30.
Fotorelacja |
+100 do zdjęć na blogu, bo nowy telefon |
Tu dziś spałam |
Nie mam zielonego pojęcia o co chodziło w tej grze |
Ile jest chlopakow w twojej grupie teatralnej??;p
OdpowiedzUsuń