Po zamrożeniu bloga na ledwie kilka dni, dostałam całkiem sporo wiadomości z prośbami o dostęp - nawet nie wiecie jak mi miło, że ktokolwiek to czyta! Czasu mam naprawdę mało, ale doszłam do wniosku, że postaram się zmotywować i pisać coś choć raz/dwa razy w tygodniu. Oficjalnie wznawiam swą działalność i publicznie przysięgam(sobie), że się w tym utrzymam!
Co tam u mnie?
W momencie, gdy naprawdę długo zastanawiam się co napisać to znak, że wpadam w rutynę. Nie znaczy to, że jest nudno - broń boże! Po prostu każdy dzień jest na tyle ciekawy, że po dziesięciu takich mam kompletny mętlik w głowie i nic sensownego (miłego w czytaniu) nie przychodzi mi na myśl. Może zacznę od tyłu?
11 godzin temu (1:30-1h=14:30) rozpoczęło się spotkanie organizacyjne wszystkich wymieńców CCI z okolicy. Było nas na oko dwadzieścia parę osób, nie licząc hostrodzin. Monolog koordynatorki i wypełnianie papierów zajęło jakąś godzinę, resztę czasu wykorzystałam na poznawanie możliwie największej liczby osób. Dogadałam się z CecillIą(Włochy), na zorganizowanie osiemnastko-podobnego wyjścia, co prawda na "amerykańskich zasadach", bo tak się szczęśliwie złożyło, że też jest z marca. Brak prawdziwej osiemnastki to chyba jedyna rzecz, która mnie boli:D. Cóż, wymiana kulturowa z definicji! O 17:00 miałam okazję dowiedzieć się czym jest prawdziwy, amerykański shopping. Mam na myśli taki, kiedy po sklepach chodzi się 5 godzin i wsiada do auta z 10 torbami. Nie żebym była wielką fanką chodzenia po sklepach(no, może tylko trochę), ale kiedy w małej galerii handlowej zobaczyłam GAP, Hollister, Abercrombie i Victoria's Secret koło siebie to wiedziałam jak to się skończy. Do domu wracam z szerokim uśmiechem, bolącym przedramieniem i wyszczuplonym portfelem. Podrzuciła mnie hostmum Kaliny (przeemiła osoba), co generalnie trochę mnie dziwi, bo było dość późno, a samochodzie dwa śpiące sześciolatki.
Tak jak mówiłam; idę odwrotnie z chronologią, więc czas na piątek! Piątek, piątek. Znów byłam na meczu! Drugi tydzień pod rząd to nasza drużyna była "home", więc miałam okazję spotkać bardzo dużo znajomych. Przyjechałam sama i pierwsze 20 minut spędziłam stojąc z Cotton Candy Princess aka Brittany przebraną w przepiękną, księżniczkową suknię wabiącą małe, nieświadome dziewczynki do zapisania się na płatne zajęcia teatralne. Kiedy gromady rozwrzeszczanych minionków z torpedowym rozpędem leciały w stronę jej brokatowej sukienki, wolałam zachować bezpieczną odległość i robiąc dwa kroki w tył nagrywałam jej zabawne odpowiedzi na minionkowe pytania. "Skąd jesteś?" - "Z krainy waty cukrowej...", "Jak się nazywasz?" - "Księżniczka waty cukrowej...", "Gdzie Twój książę?" - "W krainie waty cukrowej...". Tak, miałam ubaw.
Po jakimś czasie usłyszałam enty już okrzyk podekscytowanych uczniów ze "student section", więc doszłam do wniosku, że zignoruję fakt, iż jestem całkowicie sama. Kalinie coś wypadło, a była jedyną osobą, której numer zapisałam, cóż. Przełamując wewnętrzne opory wyruszyłam na poszukiwanie znajomych twarzy! Przeczesałam wzrokiem całe trybuny, znalazłam kilka osób z lekcji i zwyczajnie podeszłam do grupy, która siedziała w potencjalnie bezpiecznym miejscu (tak, BEZPIECZNYM, tydzień temu stałam przy samych barierkach i wróciłam z 7 siniakami). Nie zdążyłam nawet podnieść ręki w akcie powitania, a usłyszałam już milion głosów krzyczących moje imię. Tym sposobem cały mecz spędziłam w przemiłym towarzystwie, nabijając się z ducha szkoły i raz na jakiś czas wydając dziki, dopingujący okrzyk (bo przecież nie mogłam siedzieć cicho). Pomijam fakt, że nie mam pojęcia o zasadach futbolu. Morał tej bajki jest taki, że będąc wymieńcem trzeba czasem przejąć inicjatywę, a co najważniejsze - nie bać się, Amerykanie to też ludzie! Jak zapowiada się przyszły tydzień? Szkoła. Więcej szkoły. Zadania domowe. I zajęcia teatralne! Będzie to też mój pierwszy niezaplanowany weekend. Ciężko jest mi cokolwiek przypuszczać, bo każdy dzień jest nieprzewidywalny i jedyny w swoim rodzaju.
Na koniec!
Jeśli właśnie czytasz to zdanie (przypadkiem czy jako stały czytelnik): byłabym ogromnie wdzięczna za jakiekolwiek wskazówki na temat tego o czym chciałoby się poczytać, siedząc z drugiej strony. Staram się pisać o tym, co wydaje mi się interesujące, ale możliwe, że pewnych rzeczy po prostu nie dostrzegam. Żegnam się zdjęciami!
6 wymieńców z mojej szkoły i samotny Matheus z Brazylii |
Cała grupa! |
Cotton Candy Princess i minionki |
Przystojny ten Matheus;-) ;-) ;-)
OdpowiedzUsuńNawet nie napisałam kto jest kim:)
Usuńnapisz jak wygladaja proby teatralne i zrob zdjecia auli!
OdpowiedzUsuńwięcej zdjęć szkoły poprosimy! ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny blog :)
OdpowiedzUsuńMasz snapa? :) Super blog
OdpowiedzUsuńMasz snapa? :) Super blog
OdpowiedzUsuń@uladobrut, dzięki! :))
Usuń