poniedziałek, 31 sierpnia 2015

STEREOTYPY

Wielkie dzięki za 13.400 wyświetleń!

1. Ludzie są milsi. PRAWDA!
"Ooooh, I just love your outfit!","Hi sweetie, how you doin?", "Nice hair tho!". Tego typu zdania są na porządku dziennym w sklepie spożywczym (z życia wzięte). Nie da się nie mieć dobrego humoru, kiedy każde przypadkowe spojrzenie na obcą osobę jest odwzajemniane szerokim uśmiechem. Bez powodu. Mijam starszą panią w szkole - uśmiech, stoję na światłach - uśmiech, kupuję batony na stacji benzynowej - jeszcze większy uśmiech. Co prawda mam wrażenie, że nadużywają "Thank you" i "I'm sorry", ale zdecydowanie lepiej w tę stronę niż na odwrót.

2. Jedzenie jest niezdrowe. FAŁSZ!
Mnóstwo jest sklepów ze świeżą żywnością, a moda na bycie zdrowym coraz bardziej wdziera w życie. Wiele osób biega wieczorem, na przedmieściach uprawia się własne warzywa. Oczywiście - fastfoodów jest niewiarygodnie dużo, ale czy nie tak samo jak w każdym innym zachodnim kraju? Jak powszechnie wiadomo - jakość jedzenia tak naprawdę zależy od samej rodziny i jej stylu życia, a generalizując mogłabym nawet posunąć się o stwierdzenie, że w dużych miastach jest więcej "zdrowych" osób niż w Europie. Może to tylko sam Teksas - nie wiem. Moja opinia jest czysto subiektywna, ale pomyślałam, że warto znać i ten punkt widzenia.

3. "Nuclear family" czyli idealna rodzina. PRAWDA!
Mówi się, że "Wymarzona i najlepsza rodzina, jaką każdy Amerykanin chciałby mieć, to ta, w której są rodzice, dzieci (między dwójką a piątką) i zwierzęta. ". Ponad to "Symbolami tego rzekomego mitu są np. album z rodzinnymi zdjęciami lub stół, przy którym wszyscy razem powinni jeść obiad.". Na podstawie mojego krótkiego doświadczenia jestem zmuszona całkowicie się z tym zgodzić. Każda wizyta w domach sąsiadów czy rodziny dostarczyła mi wielu argumentów, przemawiających za tym stereotypem. Tak czy inaczej - czy to źle? Ani trochę.


4. Przeciętny człowiek jest bogatszy. PRAWDA!
Może to nie stereotyp a czysto statystyczne dane, ale doszłam do wniosku, że warto o tym wspomnieć. Drogie telefony, drogie auta, drogie ciuchy i droga, zdrowa żywność. Tak to mniej więcej wygląda na przedmieściach. Zamiast grubej Grażynki ze wsi jest wysportowana Samantha z dwoma basenami i mustangiem.


5. W Teksasie jest dużo latynosów. PRAWDA!
Jeśli chodzi o udział tej mniejszości etnicznej w ogólnej liczbie ludności - Teksas jest dopiero (:D) na drugim miejscu. W dalszym ciągu przoduje Kalifornia. Oba te stany zmagają się z rosnącym problemem nielegalnych imigrantów, spowodowanym przez sprzyjające im prawo. Przykładowo: jeśli Chiquita Juanita Lopez Fernandez przekroczy teksańsko-meksykańską granicę, to każdy jej urodzony na terenie US bobas - staje się jednocześnie pełnoprawnym obywatelem owego kraju. Moja szkoła, z racji bogatszej okolicy, składa się w 98% z białych uczniów. 2% stanowią Azjaci, kilku Afroamerykanów i Latynosów, których mogę policzyć na palcach jednej ręki, jPodobno w niektórych szkołach tworzone są specjalne klasy dla Meksykanów, w których lekcje prowadzone są w dużej mierze po hiszpańsku. 

6. Szkoły wyglądają jak z High School Musical. PRAWDA!
Mówię oczywiście o tych w dużych i średnich miastach oraz na przedmieściach. Moja szkoła znajduje się w miasteczku 20 mil od Austin, a host rodzina specjalnie jakiś czas temu zmieniła miejsce zamieszkania, żeby załapać się na do jej rejonu. Dlaczego? Wysoki poziom nauczania. Wróć, miałam pisać o szkołach. Wyglądają jak uniwersytety, mają cudowne sale gimnastyczne i nowoczesne klasy. Niebo a ziemia w porównaniu do naszych polskich odpowiedników.

7. Jest taniej! FAŁSZ!
Jedzenie - droższe, ubrania - tak samo, buty - tańsze. Podstawowe produkty spożywcze różnią się ceną od polskiej, a jeśli chodzi o ubrania to różnic zbytnio nie zauważyłam. Porządne buty do biegania kupiłam za 59$, gdzie w Polsce ich cena oscyluje w granicach 400zł. Nie było mi jeszcze dane uczestniczyć w Black Friday czy innych wielkich przecenach, ale na chwilę obecną wychodzi chyba na równo z prawdopodobną przewagą US.

8. Teksas to same rancza. FAŁSZ/PRAWDA
Biorąc pod uwagę jak ogromny jest ten stan(ponad dwa razy większy od całej Polski) - w większości to zapewne prawda. ALE - w 99% wymieńcy tam nie trafiają! Będąc na wymianie w Teksasie najprawdopodobniej skończysz w dużym mieście/na jego obrzeżach/średnim mieście/małym mieście z domków jednorodzinnych i galerią handlową w centrum. Osobiście trafiłam na to drugie i jestem niewyobrażalnie zadowolona z placementu. O farmerskim stylu życia przypomni Ci tylko nadmiar nowoczesnych pickupów na drogach i zabawne sklepy dla ranczerów, gdzie Wrangler oferuje buty kowbojskie i teksańskie kapelusze, które swoją drogą są bardzo drogie.

9. Amerykańska szkoła ma niższy poziom. PRAWDA!
 Na "AP Biology", czyli teorytycznie najwyższym poziomie, odpowiadającym pierwszemu roku w collegu uczę się tego, co w pierwszej klasie polskiego liceum. Muszę jednak przyznać, że sposób nauczania jest tak różny od naszego, że warto i powtarzać materiał. Poza suchymi, książkowymi faktami czeka mnie dużo praktyki i doświadczeń, a same informacje są przedstawiane w dużo bardziej przystępny sposób, dając inną perspektywę na przyswojoną już wiedzę.

10. Otyłość jest bardzo powszechna wśród młodzieży. FAŁSZ!
Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że odsetek ludzi zwyczajnie - ładnych jest tu o kilka(naście?) porcent wyższy. Wachlarz dostępnych sportów(i spory nacisk) w szkole skutkuje tym, że na 1800 osób w szkole znajdę z 40 żywcem wyjętych z katalogu Calvina Kleina.

sobota, 29 sierpnia 2015

Try and fail, but don't fail to try!


Za mną już pierwszy tydzień szkoły - nawet nie wiem kiedy to minęło! 

25.08.15
Dzień drugi nie różnił się za bardzo od pierwszego, co jest jak najbardziej dobrą cechą - tyyle się dzieje! Zrezygnowałam z AP Chemistry (nuda, nuda i program z 3 gimnazjum) na rzecz... AP Psychology! Szczerze mówiąc to trochę się obawiałam, bo psychologia jak wiadomo nie jest nauką ściśle naukową(!?), lecz zawierającą w sobie trochę filozofii(z której, między innymi, powstała). Kolejne pozytywne zaskoczenie! Pierwsza lekcja (właściwie druga, ale ja gniłam wtedy na chemii) była szczegółowym omówieniem podstawowych dziedzin psychologii, podejść i taktyk. Być może nie brzmi ciekawie dla osoby nie zainteresowanej tematem, ale bardzo podobał mi się fakt, że nie było to suche przedstawianie informacji i definicje z wikipedii, lecz pewnego rodzaju rozmowa między nauczycielem a uczniami. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że próbują tu "wyciągać" wiedzę, a nie ją wpajać (historia się nie liczy).

26.08.15
Tiger Day! Jako że maskotką szkoły jest tygrys to też tak a nie inaczej nazwano ten szczególny dla każdego ucznia(w teorii) dzień. Czym różni się on od zwykłej, szarej środy? Otóż, na każdej lekcji poruszany jest inny temat z grupy "Cele życiowe", "Dlaczego warto pomagać innym?" i "Każdy jest inny, a w wyjątkowości tkwi piękno". Nauczycielom dostarczane są prezentacje, zabawne gry i różne pomysły, na podstawie czego prowadzą oni później lekcje. Pod koniec dnia(szkolnego) na sali gimnastycznej odbywa się widowiskowe "Pep rally". Jednymi z atrakcji są występy cheerleaderek, wspólne odśpiewywanie szkolnych piosenek, mające na celu obudzenie "school spirit", czy widowiskowe wejście zadowolonych Seniorów, któremu towarzyszą wiwaty mniej zadowolonych uczniów młodszych klas. Co więcej? Tego dnia pierwszy raz zostałam dłużej w szkole. Kalina(exchange z Niemiec) zaciągnęła mnie na przesłuchania do Romea i Julii. Jako że jestem fanką takich spontanicznych pomysłów - oczywiście od razu się zgodziłam. Siedziałyśmy w holu z trzydziestoma innymi osobami, starając się poprawnie wymówić choć 20% słów z danych nam szekspirowskich tekstów. Baardzo dobrze się bawiłam! Uwielbiam sytuacje, w których trzeba się przełamywać i otwierać przed ludźmi. Na początku zawsze jest dość sztywno, ale po jakimś czasie wszyscy zawierają bezsłowny pakt zaufania o braku wstydu. Był to dzień dość męczący, ale na tyle ekscytujący, że do powrotu do domu(19:30) nie pamiętałam o tym, że jadłam tylko śniadanie.

27.08.15
Kolejny niesamowity dzień! Jego wspaniałość ukazała mi się w przerwie na lunch, kiedy udało mi się zmienić moją ostatnią lekcję na zajęcia teatralne (ze świetną grupą) oraz po lekcjach, kiedy dowiedziałam się, że... Uwaga, uwaga... Wezwano mnie na "call backs", czyli następny etap przesłuchań do sztuki! Dalej nie mogę odgadnąć, czy byli pod wrażeniem polskiego akcentu, czy może mnie z kimś pomylili, bo o umiejętności aktorskie raczej nie chodzi. Tak więc kolejny dzień okazał się być długim i pozbawionym posiłków. Tym razem wróciłam godzinę później z pulsującym czołem (z wysiłku). Przez 5 godzin non stop recytowałam Szekspira odgrywając na zmianę różne przypadkowe sceny. Super zabawa, trochę stresu, a ile nowych znajomości! Szkolną aulę teatralną (swoją drogą - wielkością aspirującą do tej w filharmonii) opuściłam z szerokim uśmiechem i na pełnym rozluźnieniu. Przed pójściem spać odhaczyłam jeszcze podpunkty pod tytułem "Homework" i "Jedzenie", aby o 00:00 wreszcie usnąć.

28.08.15 DZIŚ!
Dzień jak... nie, "codzień" nie pasuje. Dzień jak trzy poprzednie! Co to znaczy? Pełen wrażeń, nowych znajomości i doświadczeń. Zacznijmy od początku: wstałam, pojechałam do szkoły żółtym autobusem, robiąc w międzyczasie zadanie z psychologii, zjadłam lunch z Kaliną, Mattem(hostbrat Kaliny) i jego znajomymi, zgubiłam się dwa razy w szkole, poznałam więcej osób na Advanced Biotechnology, zostałam wyśmiana przez Mr. Hall'a, że jedyną rzeczą, którą wiem o Ameryce jest fakt, iż prezydentem jest Barack Obama(nieprawda, wiedziałam więcej), a ja sama wyśmiałam Jamesa, słysząc jego pytanie "Gdzie jest Bruksela?". Dygresja: James to typowy gracz drużyny futbolowej, który ma dziewczynę cheerleaderkę, bmw i gąbkę zamiast mózgu. Tak czy siak - lubię go, bo sprawia, że lekcje historii nie są tak nudne jakby się mogło wydawać. Później śmiałam się z żartów Mr. Blume'a na AP Biology: 
"Is it your birthday today, Jules? 17th or 18th?"
"18th Mr. Blume!"
"Oh well, remember our talk about tatoos?"
"Sure I do!"
"FORGET IT JUST DO IT!"

Pisałam też esej o wypadku samochodowym na angielski i odgrywałam spontanicznie wymyślone scenki na zajęciach teatralnych. Pięć minut przed odjechaniem autobusu dowiedziałam się też, że dostałam rolę Lady Montague! Mam świadomość, że zirytowałam kilka osób, które dłuższy czas przygotowywały się do tych przesłuchań (dziwnym przypadkiem chodzi o tych, którzy się nie dostali), ale ciepło i otwartość z jakimi przyjęła mnie ekipa zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Zostałam wyściskana i obsypana pełnymi ekscytacji pytaniami każdego rodzaju, a wizja wystawiania sztuki w pełnej charakteryzacji na tak dużej scenie jest jak na razie nie do pojęcia. O godzinie 18:00 pojechałam na pierwszy w swoim życiu mecz futbolu! Kassandra (hostsis) gra w szkolnej orkiestrze (która performuje m.in. na meczach), więc z góry wiem, że będę na każdych rozgrywkach do końca sezonu. NIE ŻEBY MI TO PRZESZKADZAŁO. Nie mam pojęcia o zasadach (jeszcze), ale tak czy siak jest to dobre widowisko! W domu byłam o 23.










czwartek, 27 sierpnia 2015

1st day of High School!

Post opóźniony o całe dwa dni, ale dzieje się tak dużo, a czasu mam tak mało, że nie znalazłam ani chwili! Jest godzina 19:27, a ja dopiero wróciłam ze szkoły. 19:27. 

Nie pamiętam kiedy ostatnio cieszyłam się na pierwszy dzień szkoły. Prawdopodobnie nigdy. Bynajmniej na pewno nie w takim stopniu! Wstałam o 7:00, a o 8 wsiadłam w żółty  autobus, żeby pół godziny później przekroczyć próg budynku Dripping Springs High School. Podążając za tłumem dotarłam do miejsca, z którego odchodzi milion korytarzy do poszczególnych sektorów. Oczywiście nie miałam mapy i zielonego pojęcia gdzie jestem, ale kierując się wskazówkami przypadkowych osób udało mi się dotrzeć do odpowiedniej klasy.
(poniższy tekst pisany był pierwszego dnia szkoły)

AP Chemistry
Nerdy. Więcej nerdów. No i kilka blond cheerleaderek, które chyba znalazły się tam przez przypadek (lu
b przegrały zakład). Zdecydowanie zmienię tą klasę, ale nie ze względu na jej skład, a z uwagi na to, że cały pierwszy semestr to dla mnie powtórka. Chyba szukam wymówki, bo naprawdę nie lubię chemii. "To dlaczego ją wzięłaś?" - otóż, zrazili mnie do niej byli nauczyciele, więc miałam nadzieję, że amerykańska szkoła mnie wreszcie przekona. Misja zakończona niepowodzeniem. 

Anatomy&Physiology
Baaardzo sympatyczna nauczycielka i potencjalnie przyjazna klasa. Będzie multum słownictwa do nauki, ale uznałam, że prędzej czy później i tak byłabym do tego zmuszona(studia). Z góry narzucane miejsca, ulegające zmianie co 6 tygodni. No i iPady na ławkach, ach tak. PS: Będziemy kroić koty!

US History

Mr. Hall to definicja prawdziwie teksańskiego nauczyciela zafascynowanego historią południa(nie umniejszając przy tym północy). Miał problem z wypowiedzeniem mojego imienia. W połowie lekcji zasypał mnie falą pytań odnośnie wrażeń, mojego kraju i oczekiwań. Przyznał też, że w zeszłym roku gościł u siebie wymieńca z Japonii. Pierwsze zadanie domowe: znaleźć ilustrację, przedstawiającą postać/wydarzenie/przedmiot związane z historią US, który najbardziej nas ekscytuje, po czym dopisać kilkuzdaniową notkę DLACZEGO akurat to. Żadnego przepisywania z wikipedii i opisywania rzeczy, o których nie mamy pojęcia, pięknie.

English III

Uczy mnie Coach Kirksley. Coach! W wolnym tłumaczeniu - trener. Dyplomowany nauczyciel angielskiego jest zarazem trenerem wrestlingu. Bardzo mnie bawi to, jak mądrze rozwodzi się na temat wierszy, wyglądając jakby przyszedł właśnie z sali gimnastycznej. Poza tym - siedzę koło trzech exchange studentek, więc nie martwię się, że będę jedynym laikiem.

Dziękuję Bogu, że zesłał mi Kalinę, Alice i Cozimę, które wybawiły mnie z największego problemu każdego wymieńca - pierwszego lunchu! Stołówka jest ooogromna, a ludziów jak mrówków. Zajęłyśmy potencjalny stolik i rozpoczęłyśmy konsumowanie przygotowanych przez hostmamy lunchów. Co jakiś czas ktoś zagadywał, przysiadło się też do nas kilka osób.

Advanced Biotechnology
Praktycznie sami Seniorzy i znów nauczycielka anatomii. Będziemy izolować DNA, modyfikować bakterie i badać własną krew - brzmi nieźle. 


Biology AP
Mr. Blume jest niesamowity! Większość klasy zdaje się znać z zeszłego roku; na początku lekcji ktoś spytał "Hi, Mr. Blume! Are you happy to teach our class again?" na co Pan Blume szybkim głosem "No I hate this shit.", nie zdejmując szerokiego uśmiechu z twarzy. Gdyby nie nauczyciel(i klasa) to sytuacja wyglądałaby podobnie jak przy chemii - pierwszy semestr mam już za sobą, dzięki polskiej szkole. Zdecydowałam się jednak zostawić ten przedmiot, ze względu na częste badania w laboratoriach i duużo praktyki.

Tu pojawił się problem. Przy siódmym przedmiocie widniał niezrozumiały skrót, mający za zadanie skierować mnie w odpowiednie miejsce. Niedoczekanie. Znalazłam jakąś potencjalnie pracującą w szkole kobietę, która jak się okazało również nie umiała odszyfrować tajemnej zlepki liter. Natknęłyśmy się na grupę dziewczyn z ostatniej klasy(brzmi staro, ale tak naprawdę ostatnia klasa to 98), więc oczywiście spytałam je o pomoc. W ten sposób wylądowałam z nimi w aucie, którym podwiozły mnie na trening(szatnie sportowe są przy boiskach 5-10 minut od szkoły na nogach). Poznałam dzięki nim dużo ludzi i jestem też umówiona na kawę! Wspaniale, taki pierwszy dzień mogę zaakceptować.

Track 3

Za. Gorąco. Zajęcia odbywają się w najcieplejszej porze dnia. Sprinty w ponad 40^C chyba mnie przerastają(Mimo, że treningów jeszcze nie było. Problemem jest temperatura.), więc jest to drugi przedmiot, który chciałabym zmienić. A szkoda, bo Coach Parks wydaje się być trenerką z misją.

Przepraszam za brak zdjęć, ale nadrobię to na pewno w kolejnym poście!

niedziela, 23 sierpnia 2015

Znam trzy osoby, yaasss

Dzisiejszy dzień zaczęliśmy(właściwie zaczęłyśmy - hdad został w domu) od wypadu do parku stanowego nad rzeczkę. Uświadomiłam sobie tam jak bardzo brakuje mi mojego starego telefonu, który ukradziono mi 3 dni przed wylotem. Dlaczego? Nie mam nic do Samsungów, naprawdę, ale zdjęcia robią BA-DZIEW-NE. Nie uraczę was zatem żadną fotorelacją(choć bardzo bym chciała), bo zwyczajnie takowej brak. 
Wymoczyłyśmy się w bagnistej wodzie, pośmiałyśmy z Meksykańskich klanów puszczających meksykańską muzykę i wróciłyśmy do domu. Po powrocie wzięłam (drugą dziś) kąpiel żeby o 17:30 wyruszyć na spotkanie wymieńców(z godzinnym spóźnieniem). 

Meeting!
Z CCI będzie nas w szkole szóstka, tyle też miało być na meetingu. Były trzy, no cóż. Brazylijczyk gdzieś wyjechał, Francuz jest w Houston a Tajka(chyba?) o imieniu, którego nie będzie mi dane nigdy wypowiedzieć jeszcze nie dotarła. Pojawiłam się ja, Kalina z Niemiec i Alice z Francji. Suma sumarum było nas około 20 osób, licząc hostrodziny i koordynatorkę(z rodziną oczywiście). Zajadaliśmy się teksańskim żarciem, sporo przy tym rozmawiając i poznając się nawzajem. Wrażenia?

Kalina jest przesympatyczna, dobrze mówi po angielsku, więc wspaniale się z nią dogaduję. Przesiedziałyśmy godzinę spotkania w wodzie, wymieniając się spostrzeżeniami i śmiejąc z naszych (chcąc nie chcąc) zabawnych akcentów. Jej mama jest Polką, więc zaprezentowała mi swoje umiejętności językowe śpiewając "szto lat" na środku basenu. Głośno. Bardzo. Z niemieckim akcentem. Tak czy inaczej - mamy razem trzy lekcje (swoją drogą chyba zmienię kilka pozostałych, bo już któraś osoba z kolei zwraca mi uwagę, że wyższy poziom oznacza więcej zadań domowych, a nie nauki). 

Alice jest bardziej nieśmiała(co nie odejmuje jej.. sympatyczności(?)), gorzej mówi po angielsku, ale jestem pewna, że jakoś się dogadamy! Myślę, że w dużej mierze to język ją ogranicza, więc za kilka miesięcy powinno już nie być problemu. Mamy razem tylko angielski i historię US, czyli obowiązkowe przedmioty każdego exchange. Jej host siostra, której imienia za nic sobie nie przypomnę jest w naszym wieku(chodzi z nami do szkoły). Wydała się bardzo otwarta i chętna do pomocy zagranicznym owieczkom, które bez wątpienia zgubią się pierwszego dnia w szkole. Funfact: jej poprzednia szkoła w Kolorado liczyła 4,000 uczniów. Tak, C Z T E R Y   T Y S I Ą C E!

Jennifer, area coordinator(nie mylić z local), to najprawdopodobniej jedna z najbardziej pozytywnych osób, które dane mi było poznać(w ogóle). Jest prześmieszna! Kiedy zamknę oczy to jej sposób mówienia do złudzenia przypomina Brada Pitta z "Bękartów wojny". Czuła się w obowiązku ponownie nas poinformować, że nie możemy robić prawa jazdy, tatuaży, piercingu, skakać ze spadochronem, wychodzić za mąż i brać udziału w nielegalnych imprezach. Może inaczej - poleciła robić to w tajemnicy przed organizacją. 

CCI Student Orientation 12.09.15
Tego właśnie dnia odbędzie się kolejne spotkanie, tym razem w całości, łącznie z innymi grupami. Spotykamy się w Dave & Buster's, centrum Austin. Będzie okazja poznać wszystkich exchange studentów z okolic miasta, których na marginesie jest napraaawdę sporo(więcej niż 3).


Kassandra podziwia kąpiących się grubasów


Fotka od Jennifer(area coordinator)


Do tego prowadzą codzienne(!) treningi cross country.

piątek, 21 sierpnia 2015

Could it be any better?

instagram @udobrut
snapchat @uladobrut

reklama!

"Hey Ula ! We're thinking about sending you and Kassandra to California at some 3-days weekend. I mean, we have a Granny there, so you could stay." A-HA!


19.08.15
Wczoraj miałam okazję zobaczyć kapitol i downtown, czyli ścisłe centrum miasta. Muszę przyznać, że w Austin jest coś europejskiego. Po części mam na myśli architekturę, po części... właściwie to głównie architekturę. Miasto jest przepiękne! W niczym nie przypomina tych wielkich filmowych metropolii, w których kierowcy krzyczą na przechodniów żeby pospieszyli się na pasach. Jest... Przyjaźnie? Ludzie są przesympatyczni! Czasem zastanawiam się czy nie mają przypadkiem podszytych warg lub jakiejś strasznej, amerykańskiej choroby genetycznej. Bo ile można się uśmiechać?


 

W kapitolu była możliwość zabrania wielu darmowych ulotek, map, katalogów i przewodników, więc... wzięłam wszystkie(typowy Polak). Tak czy inaczej - mam przewodnik po Teksasie, śmieszną naklejkę, breloczek i kilka map. Najbardziej rozbawiła mnie jednak siatka z napisem "Don't mess with Texas". Chodzi o jakąś akcję przeciw wyrzucaniu śmieci przez okna w autach, ale dla niezorientowanego gapia(jak ja) może się to wydawać zabawne.


20.08.15
Wstałam o 7:30 (jetlag still), ubrałam strój kąpielowy i spakowałam ręcznik do torby.
Następne 6 godzin spędziłam w ten sposób:

Ręka w kącie, ale wciąż się uczę!

Poznałam dziś Ms Mary(właścicielkę kajaków), daleką kuzynkę hdad z Kalifornii. Mieszka w bogatej części przedmieść Austin, dosłownie nad rzeką, a w domu ma całe zoo psów i kotów. Mimo starszego wieku(pod 60) jest bardziej wysportowana ode mnie, cóż. Na lunch wpadli też jej syn z dziewczyną i była żona drugiego syna z dziećmi(skomplikowane), więc jedliśmy w dość dużej grupie. Są wspaniali, naprawdę!



Plany
Na facebooku pojawiła się informacja, że w sobotę rodzina jednej z exchange studentek(?) organizuje "pool party". Przyjadą wszyscy wymieńcy CCI z naszego obszaru, więc będzie okazja poznać ich przed rozpoczęciem szkoły, żeby uratować się przed siedzeniem przy stoliku dla nerdów na pierwszym lunchu. Poza tym? W przyszły weekend jadę do Port Aransas, a za dwa tygodnie do parku wodnego. Plany mnożą się na bieżąco i nic nie wskazuje na to żeby cokolwiek miało się zmienić. Ach - zapomniałam dodać, że za trzy dni czeka mnie chyba najbardziej wyczekiwany moment wymiany każdego "wymieńca" - SZKOŁA!:)

bazgroły
Mango Black Tee Lemonade
Blueberry pancakes aka śniadanie

środa, 19 sierpnia 2015

Giiiirl you're gonna have an interesting social life!

School counselor
Szkoła jest nie-praw-do-po-dob-na! Starałam się nie pokładać w niej wielkich nadziei, by uniknąć rozczarowań, ale teraz jestem zmuszona szczerze przyznać, że nieważne jak wysoko postawiłabym poprzeczkę - jest lepiej. Budynek jest przeogromny! Mają trzy sale gimnastyczne, kort tenisowy, dwa boiska do footballu i Bóg wie co jeszcze. Koło szkolnej recepcji (!!!) znajduje się sklep (!!!) z odzieżą, plecakami i czapkami w barwach szkoły. Można kupić nawet bidony z logo. W szkole. PRZY RECEPCJI. Nie wiem gdzie trafiłam, ale ani trochę nie przypomina to liceum(nie żeby mi to nie pasowało). Biuro doradcy jest w głębi budynku, co niestety jest jednoznaczne z tym, że zapewne nigdy już tam sama nie trafię. Na każdym rogu można znaleźć mapę szkoły z czerwonym punktem pod tytułem "tu jesteś", co sprowadza ją do poziomu małego miasteczka. Ile uczniów? 1,800. Ile exchange studentów? Odpowiedź na to pytanie wywołała u mnie wytrzeszcz i niekontrolowany szczękościsk, co zaowocowało równie niekontrolowanym wybuchem śmiechu ze strony doradcy. Będzie nas 14! Możecie uwierzyć!? Czy to się kiedykolwiek zdarzyło? 14!





School counselor to przesympatyczny łysy pan, który przepraszał mnie chyba 10 minut, że nie może mnie przyjąć(byłam u zastępcy), bo musi jechać do szpitala po żonę. Przepraszał. Mnie. No cóż. Ameryka!

"Giiiirl you're gonna have an interesting social life!" - tym stwierdzeniem zostałam przywitana w biurze. Spędziłam tam jakieś 25 minut na rozmowie o moich zainteresowaniach, planach i wreszcie - na wybieraniu przedmiotów. Nie mieści mi się w głowie, że można tak bardzo personalnie podchodzić do ucznia. Jestem pod wrażeniem. Koniec końców ustaliłam przewidywany plan, który wygląda następująco:

English III
US History
AP Chemistry
AP Biology
Anatomy&Physiology
Advanced Biotechnology
Cross Country

Oficjalnie przyklejono mi plakietkę "WARNING, INSANE NERD". Może trochę w tym prawdy?:D


Mniam
Nie mogę się nadziwić temu jak luźny jest stosunek uczeń-nauczyciel. Jest po prostu... Normalnie? Zamiast sztywnej atmosfery i formalnego "dzień dobry" są szerokie uśmiechy i zabawne "Hiiiiiiii how you doin, love?".  Oni naprawdę kochają swoją pracę, są tam z wyboru i powołania. Emanujące z nich szczęście przelewa się na uczniów, co w efekcie daje wielki budynek pełen zadowolonych ludzi. Czy nie o to właściwie chodzi w szkole?

Teksas jest połączeniem "północnego", nowoczesnego stylu życia z południowym duchem, pełnym szczęścia i bezpośredniości. Widać to wszędzie! Od sprzedawczyni na stacji benzynowej ("Hi, I just loveee your pants!"), przez recepcjonistkę w szkole ("Hello cutie, how you doin?") po hostmum ("You know, more I talk to you - more I like you"). Najlepsza w tym wszystkim jest szczerość. Najzwyklejsza, prosta szczerość. Uczmy się Cebulaczki, uczmy, czas najwyższy!

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Welcome to Texas!

Wszystko jest takie ogromne! Ale zacznijmy od początku...



15.08.15
Dzień wyjazdu! Właściwie cała podróż przebiegła zgodnie z planem. No, prawie... Jedynym mankamentem był fakt, że nie zdążyłyśmy na przesiadkę w Atlancie(a co tam), a następny lot do Austin był 10 godzin później. Tym sposobem spędziłyśmy dłuugą noc na lotnisku z torbą podręczną i voucherami na 30$ w ręce. Do teraz dziękuję Bogu(sobie), że wpadłam na pomysł zabrania dodatkowej bluzy i długich spodni, które uratowały mnie przed transformacją w kostkę lodu na lotnisku. Po 27 godzinach odebrałyśmy walizki w stolicy Teksasu i wraz z nowymi rodzinami udałyśmy się w drogę do nowych domów.




Rodzina
Są wspaniali! Bałam się, że będzie niezręcznie, ale nie mogłam się gorzej pomylić. Hostmum(z pochodzenia Polka) ma bardziej teksański akcent niż hostdad(teksańczyk z krwi i kości). Przyjęli mnie jak prawdziwego członka rodziny, od razu szczegółowo(bardzo) oprowadzili po domu. Zapoznali mnie nawet z sąsiadami! Spadł mi też kamień z serca, bo okazało się, że prowadzą bardzo zdrowy tryb życia(o tym zaraz). Hostsiostry są przesympatyczne, cały czas ze mną rozmawiają i dbają o to żebym się nie nudziła!

Dom i okolica
Jednym słowem - czad. Mieszkam jak cesarz, moje łóżko przypomina łoże królewskie, mam własną łazienkę i garderobę, jeżdżę autkiem golfowym na osiedlowy basen. Wokół domu znajduje się prawdziwe zoo, co zapewnia nam stały dostęp do zdrowych, nieprzetworzonych produktów. Mają nawet pszczoły! Dom jest bardzo przestrzenny i nowoczesny, pełno w nim ukrytych pokoi. Jest nawet siłownia! Z salonu można wejść do pomieszczenia, które najbardziej przypadło mi do gustu. Znajdują się w nim dwa ogrooomne fotele i stoliczek, a ściany są przeszklone. Czy to nie jest super?! Już wiem gdzie będę czytać książki jak zacznie padać. 

16.08.15
Lekko po dziesiątej przyleciałyśmy do Austin, gdzie czekały na nas rodziny z transparentami powitalnymi. Po odebraniu toreb skierowaliśmy się w stronę parkingów, gdzie wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy do domu. Przez całą drogę moja twarz wyglądała w ten ":O" sposób. Wszystko jest takie ogromne! Po dotarciu na miejsce zostałam uraczona śniadankiem w formie gofro-podobnych wafli z syropem klonowym i borówkami, mniam. Później poszłam rozpakowywać się do pokoju, gdzie czekał na mnie miły prezencik, składający się z jedzenia(wiedzieli co mi dać) i koszulki szkolnej z napisem Dripping Springs High School. Uporawszy się z torbą poszłam się wykąpać do (własnej) łazienki pod (własnym) prysznicem. Byłam tak zmęczona, że nie dałam nawet rady się położyć, więc zrobili mi hometour. Poźniej przyszła sąsiadka, z którą rozmawialiśmy(wszyscy) w drzwiach(!!!) przez dwie godziny. Co chwilę oświadczała, że wychodzi po czym wracała, musząc jeszcze coś powiedzieć. Przed obiadem(kolacją?) hostsiostry zabrały mnie na osiedlowy basen, gdzie dojechałyśmy autkiem golfowym. Znajduje się on jakieś 3-5 minut pieszo od domu, więc przeczuwam, że będę tam stałym bywalcem. Po obiedzie pojechaliśmy do sklepu, który swoją drogą wygląda jak wielka spożywcza Ikea. Zabawny fakt - przy każdym regale(dziale?) są stanowiska, gdzie można próbować różnych produktów. Przykładowo udało mi się zjeść pieroga ze szpinakiem, kawałek łososia, tosta z cheddarem, kilka serów czy napić się mleka czekoladowego lub smoothie z mango. Generalnie to wyszłam najedzona, a hostdad doszedł do wniosku, że zamiast jeść w domu będziemy chodzić na próbki. Po powrocie oglądałam "If I stay" z Kassy, Julie(hsiostry) i hmum. Oczywiście z przemęczenia zasnęłam w połowie, więc delikatnie mnie obudziły i poszłam spać do pokoju. Wstałam o 7:30 (jetlag, zazwyczaj tak nie wstaję) i doszłam do wniosku, że przydałoby się napisać coś na blogu.






Welcome to Texas
Jeśli zostawię buty na dworze to przed kolejnym ich założeniem powinnam sprawdzać czy nie ma w nich skorpionów. Jeśli są - zabić i chusteczką do ubikacji. Zostałam też poinformowana, że dość często mogę natknąć się na grzechotniki, ale nie muszę się martwić bo w pobliskim szpitalu mają antidotum na ich jad(no przecież, problem z głowy). Gorzej z czarnymi wdowami, jeśli zobaczę - uciekam. Nie powinnam się też martwić wyciem kojotów w nocy, bo atakują one co najwyżej kury. Aha! Jest jeszcze puma! Teren jej łowów obejmuje Hayes County, ale nie widziano jej tu już od roku. Tak czy tak - bardzo boi się ludzi, więc mogę spokojnie biegać wieczorem. O faunie mogłabym rozprawiać jeszcze długo, ale chyba zobrazowałam już jak to mniej więcej wygląda. A jedzenie? Dziś na śniadanie jadłam tosty z dżemem z owoców kaktusa, a na lunch mam przygotowane tortille i salsę. Tubylcy nazywają kuchnię teksańską tex-mex, ze względu na meksykańskie wpływy. Muszę przyznać, że póki co jestem zachwycona!

Co dalej?
W pierwszy weekend września jedziemy na plażę w pobliżu Houston, cały przyszły(ten?) 
tydzień mam zaplanowany na różne wyjazdy w okolicę, w środę idę do school counselor, a do samej szkoły już za tydzień. Minął dopiero jeden dzień, a już tyle się dzieje - nie mogę się doczekać co będzie później!



Buziaki!,

środa, 12 sierpnia 2015

7557,62 km

Długo­let­nie błądze­nie w ciem­nościach w poszu­kiwa­niu praw­dy od­czu­wanej, lecz nieu­chwyt­nej, głębo­kie prag­nienie oraz przep­la­tające się ze sobą ok­re­sy wiary i zwątpienia, które pop­rzedzają jas­ne i pełne zro­zumienie, zna­ne są wyłącznie tym, którzy sa­mi ich doświad­czy­li.

Trzy doby dzielą mnie od przekroczenia progu warszawskiego lotniska i udania się w bynajmniej nie najkrótszą podróż swojego życia. Walizki puchną w oczach, tak jak i same oczy w trakcie pożegnań z przyjaciółmi. Nieustannie towarzyszy mi uciążliwe przeczucie, że zapominam o czymś istotnym. Szczoteczka do zębów? Paszport? Prezenty? Przecież wszystko starannie zapakowane czeka na piętnastego sierpnia. Kilka dni temu ostatecznie odcięłam się (pożegnałam?) od wszystkiego co wiązało mnie z minionym rokiem. Mam wrażenie, że palę mosty, co jest całkowicie niedorzeczne, bo przecież zwyczajnie na chwilę je zostawiam (prawda?). Nie wiem co będę robić za tydzień ani za miesiąc. Właściwie to nie mam zielonego pojęcia jak wyobrażać sobie najbliższą przyszłość. Jest tyle scenariuszy, że mój przygnieciony natłokiem wrażeń umysł nie daje sobie rady z jakimikolwiek wizualizacjami. Tym sposobem trwam sobie w chwili teraźniejszej, nie zastanawiając się nawet co będzie jutro ani za pięć minut. Całe swoje skupienie koncentruję na tym, by przygotować się na absorbowanie wszystkich, nawet najmniejszych zmian, które w ciągu kilku dni zaczną mnie zewsząd zalewać.

Podróżowanie jest brutalne. Zmusza cię do ufania obcym i porzucenia wszelkiego co znane i komfortowe.  Jesteś cały czas wybity z równowagi. Nic nie należy do ciebie poza najważniejszym – powietrzem, snem, marzeniami, morzem i niebem.

Od poniedziałku stale załatwiam sprawy, które każdy bardziej rozgarnięty exchange student miałby już za sobą parę ładnych tygodni temu. Cóż, ktoś chyba musi zaniżać wyniki we wszystkich statystykach i być żywym przykładem na to jak wiele można zrobić w trzy dni. Oto jestem i oświadczam, że w przeciągu kilku dni i nocy dałam radę załatwić prezenty, zakupy, badania, bagaże, loty, opłaty, dentystów, fryzjerów, bankierów i wiele innych. Możecie być dumni, ja jestem. 
Poniżej możecie zobaczyć trochę prezentów dla damskiej części rodziny, w które zdążyłam się zaopatrzyć. Zdecydowałam, że wszystko przekażę w formie grupowego prezentu, aby uniknąć problemów pod tytułem "To mi się nie przyda, ale twój prezent jak najbardziej.". Poza tym jestem w trakcie przeszukiwań sklepów monopolowych, celem odnalezienia likieru czekoladowego Wedla aka prezentu dla htaty. Poza tym mam jakieś sto kilo słodyczy.



Dokupiłam drugi bagaż główny, więc muszę podzielić się pewną wspaniałą informacją! O ile moja matematyka mnie nie myli to będę miała do wykorzystania... Uwaga, uwaga - 58 kilogramów! Umożliwi mi to zabranie wszystkich rzeczy, które pragnę mieć przy sobie. Może przemycę trochę słodyczy, może książek, jeszcze nie wiem, ale jestem pewna, że bardzo dobrze wykorzystam każde dostępne miejsce. Jeśli nie podpasuje mi amerykańskie jedzenie - zawsze będę mogła odżywiać się czekoladą i zupkami chińskimi. No, przez jakiś czas. 
Co znajduje się na ostatnim zdjęciu? Mój dzienniczek, który obiecałam sobie prowadzić (jak co roku...) i zdjęcia z maszyny, które pakuję do wielkiej papierowej koperty z napisem "NA ŚCIANĘ". Generalnie to przyznam się, że wydałam wczoraj 200zł w empiku, które znajdowało się na wszystkich kartach podarunkowych, jakie w życiu dostałam (efekt sprzątania pokoju).