piątek, 31 lipca 2015

Tik Tak

W ten sposób z kilku miesięcy zrobiło się szesnaście dni.

 


Jak spędzam ostatnie dwa tygodnie w Polsce?
Powinnam napisać, że wykorzystuję czas najlepiej jak potrafię, korzystam z każdej chwili i możliwie cieszę się wszystkimi cząstkami polskości, którą przyjdzie mi pożegnać na tak długi czas. Postanowiłam jednak nie kłamać i szczerze przyznać się do tego jak wielkim jestem leniem.
Drogi pamiętniczku
Od kilku dni wstaję o 12:00, jem płatki czekoladowe, oglądam Breaking Bad, jem obiad. Później może gdzieś wyjdę, ale to zależy od dnia. I tak w kółko. W międzyczasie kupuję worki próżniowe na allegro, czytam Witkacego lub oglądam albumy ze zdjęciami.

Co zaprząta mi głowę?
Uświadamianie sobie wyjazdu dzieli się na trzy etapy. Pierwszy(bynajmniej nie najbardziej przyjemny) polega na tym, że zdajemy sobie sprawę z tego jak wiele za sobą zostawiamy. Jesteśmy zdezorientowani, nieustannie zastanawiamy się czy to samo będzie na nas czekać po powrocie. Etap drugi to fala obojętności. Smutek i niepewność związane z wyjazdem skutecznie równoważy ekscytacja na nowe doświadczenie. Ostatni, trzeci jest całkowitym odrzuceniem jakichkolwiek negatywnych emocji. Sprowadza się do wielkiej euforii i snucia wyobrażeń na temat pierwszego dnia w szkole. Koło kogo usiądę w żółtym autobusie? Uda mi się otworzyć swoją szafkę? Spóźnię się na pierwszą lekcję? Ile osób poznam pierwszego dnia? Gdzie będę siedzieć na lunchu?

Sprawy organizacyjne
Do ostatnich punktów na liście rzeczy do zrobienia zaliczam próbę tuberkulinową, dentystę, fryzjera, wyrobienie karty i prezenty dla hostów. No właśnie! Co z tymi prezentami? Dla hsióstr zdecydowałam się kupić bransoletki z wygrawerowanym napisem "Polska" na zawieszce, ale hrodzice to jedna wielka niewiadoma. Kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy. Prawdopodobnie dlatego, że nie wiem o nich zbyt wiele.

środa, 29 lipca 2015

Pytania i odpowiedzi

Cześć! Tak jak pisałam, w dzisiejszym poście odpowiem na zadane mi pod poprzednią notką pytania:).


1. Ja i Koćwik 2. Arcipelago de la  Maddalena 3. Zawsze przy skrzydle:/

Czy w Twojej szkole będą jeszcze jacyś wymieńcy? 
Wiadomo mi o trójce, która podlega temu samemu koordynatorowi (chłopak i dziewczyna z Francji plus Niemka). Jeśli chodzi o inne organizacje to nie mam zieelonego pojęcia, ale po cichu liczę na to, że może jeszcze ktoś będzie! Cztery osoby to dużo, więc tak czy tak jestem bardzo zadowolona.

Jeśli tak, myślisz, że będziesz się z nimi trzymać?
Na początku pewnie będziemy się w jakiś sposób wspierać, a jak się to dalej potoczy to czysta loteria, bo wiadomo, że wszystko zależy od człowieka. Myślę, że będę trzymać się z tym, z kim zwyczajnie najlepiej się dogadam, nieważne czy z wymieńcem czy z tubylcem.

Jakie znasz języki poza polskim i angielskim?
Mówię biegle po włosku, a po niemiecku i hiszpańsku na poziomie komunikatywnym. Ostatnio uczę się francuskiego, chińskiego i łaciny, ale niestety nie dogadam się jeszcze w żadnym z tych języków, choć bardzo bym chciała:D.

Czy czytasz/czytałaś blogi wymieńców?
Przeczytałam chyba wszystkie istniejące w internecie(łącznie z obcojęzycznymi), więc bardzo się cieszę, że jest ich w tym roku AŻ tyle. Z doświadczenia wiem, że są one ogromną pomocą w podjęciu decyzji o wyjeździe i dostarczają odpowiedzi na wiele pytań rodzących się w głowie przyszłego wymieńca. 

Jaki był twój wymarzony stan? Jesteś zadowolona że padło na Teksas?
Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że Kalifornia. Inne, na które skrycie liczyłam to NY, Washington, Colorado, Utah, Michigan lub Luizjana. Tak się jednak zdarzyło, że trafiłam do najbardziej "amerykańskiego" stanu. Na początku byłam pełna niepokoju, co pewnie spowodowane było tym, że moja wiedza o Teksasie opierała się wyłącznie na stereotypach. Im więcej zaczęłam się dowiadywać o tym stanie, samym miejscu, w którym będę mieszkać i szkole, tym bardziej zaczęło mi się podobać. Koniec końców jestem naprawdę, szczerze zadowolona - mieszkam pod liczącym prawie 900tyś mieszkańców miastem, moja szkoła ma wysoki poziom i 1600 uczniów, są w niej inni wymieńcy, moja hostrodzina prowadzi zdrowy tryb życia, hostsiostry wydają się supersympatyczne, a jedna z nich będzie chodzić ze mną do szkoły.

Jakie są Twoje umiejętności językowe jeśli chodzi o angielski?
Dogadam się na każdy luźny temat, ale doskonale wiem, że pierwszy dzień w szkole będzie sporym wyzwaniem jeśli chodzi o słownictwo. Test kwalifikujący na wymianę (ELTiS) oceniam jako względnie łatwy, dwa lata temu zdałam FCE, po wymianie planuję podejść do TOEFL'a.

Na co cieszysz się najbardziej w USA?
Chyba na fakt wielkiej zmiany. Uwielbiam nowe środowiska i wszystko związane z "odnajdywaniem się" w danym miejscu. Lubię wyrabiać sobie opinię na podstawie pierwszego wrażenia, a później przekonywać się jak bardzo jest to niezgodne z prawdą. Wielką przyjemność sprawia mi adaptacja, początkowa niepewność i właściwie wszystkie emocje, które idą w parze z takim wyjazdem. W zeszłym roku zaczęłam naukę w innym mieście, mieszkając w internacie, więc był to pewnego rodzaju wstęp do tej faktycznej, właściwej zmiany, jaką jest rok szkolny w USA. Mówiąc o rzeczach, które oferują już same Stany, na pewno nie mogę się doczekać zobaczenia na własnych oczach jak działa szkoła, w jaki sposób prowadzone są lekcje czy wydarzeń typu halloween, thanksgiving, homecoming.

Chyba gdzieś już o tym pisałaś, ale dlaczego wybrałaś akurat CCI?
Bardziej niż świadomy wybór była to jedyna możliwość, bo do biura zgłosiłam się dopiero w kwietniu. Tak chyba miało być, bo przyznam, że na dobre wyszło!

Zabierasz ze sobą sukienkę na prom, czy kupujesz na miejscu?
Na miejscu. Dlaczego? Przede wszystkim oszczędzam miejsce w torbie i z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że Amerykanie mają kompletnego świra na punkcie promu, więc na pewno znajdę tam coś ciekawego.

Jak dowiedziałaś się o wymianie?
Natknęłam się na bloga Patrycji. Później czytałam także wiele innych i zaczęłam szukać informacji na własną rękę.

Jakie masz plany na przyszłość?
Po wymianie chcę skończyć liceum w Polsce razem ze swoim rocznikiem. Tyle wiem na pewno. Co później? Marzy mi się psychiatria, neurologia lub neurobiologia za granicą, ale jak będzie to się okaże.

To by było na tyle z pytań w komentarzach. Często słyszę też inne - od rodziny, znajomych, więc stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie przedstawienie ich tu wraz odpowiedziami.

Po co jedziesz? Co Cię skłoniło?
Najbardziej oczywiste pytanie ma równie oczywistą odpowiedź. Doświadczenie, przygoda, nowe znajomości, ciekawy punkt CV, doszlifowanie angielskiego, poszerzenie horyzontów czy sam fakt odwiedzenia Ameryki i wyrobienia własnej opinii.

Nie boisz się, że nie zaliczysz roku po powrocie?
Przyznam, że nadrabianie jedenastu przedmiotów to nie taka znowu łatwa sprawa, ale nie będę przecież marnować czasu przez dziesięć miesięcy. Dodatkowo w pewien sposób poświęcam część przyszłych wakacji - będę chodzić na korepetycje, codziennie, przez dwa miesiące...

Ile to kosztuje?
Ceny są naprawdę różne. Czynniki warunkujące to na przykład organizacja, typ szkoły, termin zgłoszenia. W moim przypadku suma sumarum wychodzi około 40-42 tysiące, licząc wraz z przewidywanym kieszonkowym, lotem i tak dalej.


Pogoda w Austin. Oficjalnie umrę.

Jeśli macie jeszcze pytania na jakikolwiek temat to zachęcam do ich zadawania! Każdy komentarz jest dla mnie znakiem, że prowadzenie tego bloga ma sens i zapewnia mnie o czyjejś obecności po drugiej stronie monitora, dając motywację do dalszego pisania :)

niedziela, 26 lipca 2015

14

Hej! Od jakiegoś czasu prowadzę instagrama, na którym z całą pewnością będzie można znaleźć sporą kupę zdjęć z mojej wymiany. 


28 lipca wracam ze słonecznej Sardynii do mniej słonecznej Polski i zabieram się za ostatnie sprawy organizacyjne. Nie chce mi się wierzyć, że tak szybko to zleciało!







Szkoła u kangurów
Jedna z moich koleżanek wyleciała zaraz po zakończeniu roku do Australii. Szkołę zaczęła już kilka dni temu, więc dostarcza mi pełną, szczegółową relację na bieżąco. Dlaczego o tym wspominam? Za miesiąc będę w identycznej sytuacji, więc w pewien sposób przeżywam to razem z nią. Postaram się też zrobić porównanie szkoły amerykańskiej z australijską.

O czym nie zapomnieć?
Wydawało mi się, że dokładnie wiem co muszę zabrać, ale kiedy usiadłam na łóżku z kartką i piórem nie mogłam zmusić swojego przeciążonego mózgu do wymyślenia czegokolwiek mniej oczywistego niż skarpetki. Zdecydowałam się zmienić narzędzie, mając szczerą nadzieję, że jakkolwiek to pomoże. Oto jestem, z klawiaturą pod dłońmi i monitorem przed oczami, główkując od dłuższej chwili bynajmniej nie nad tym, nad czym powinnam. (Nie)Cierpliwie zwijam i rozwijam zwoje, ale jedyny wniosek, do którego doszłam to to, że chyba jestem głodna. B r a w o  Ula, dokładnie o to nam chodziło!

1. Pierwszym punktem na liście Rzeczy, Które Trzeba Wziąć, Bo Jak Nie To Będzie Problem są chyba książki. Odpuściłam sobie kupowanie podręcznika do SAT'u w Polsce, ze względu na to, że jest niemiłosiernie ciężki. Lektury i wszelkie inne polskojęzyczne czytadła zabiorę w formie ebooka, oszczędzając tym samym miejsce w torbie i swój kręgosłup. Więc niby jakie książki zamierzam przytargać? Otóż, w związku z moim wspaniałomyślnym planem zaliczania roku w jednej z lepszych szkół w Polsce - niewątpliwie będę potrzebować podręczników i pomocy naukowych, które w formie elektronicznej nie istnieją w przyrodzie.

2. Na drugim miejscu plasuje się wszelka elektronika: ebook, iPad, laptop, krótkofalówki(nie pytajcie po co) i oczywiście telefon. Doszły mnie słuchy, że zaparzacze włosów(lokówki, prostownice, suszarki) często odmawiają posłuszeństwa przy amerykańskich kontaktach. Wielkie brawa dla projektantów tych urządzeń za iście patriotyczne podejście, ale nie pomagacie. Z tego względu w ostatnie trzy przedmioty będę zapewne zmuszona zaopatrzyć się w Walmarcie.

3. Oczywista oczywistość, czyli ciuchy. Dużo ciuchów. Najlepiej cała torba. Może doślę jeszcze paczki? Nie żebym lubiła się stroić, bo nic bardziej mylącego, ale zwyczajnie przykro mi zostawiać moje rozciągnięte swetry(które kocham całą sobą) czy prehistoryczne trampki z dziurami w każdym możliwym miejscu. Z ulubionymi ciuchami wiążą się historie, a jako osoba dość sentymentalna - odczuwam pewną trudność przy sortowaniu ich na przydatne i niezbędne. Teksański klimat nie daje mi wielkiego pola do popisu jeśli chodzi o garderobę zimową, więc zdecydowanie muszę podrasować swój asortyment ubrań letnich. Do To Buy List dorzucam więc sukienki, krótkie spodenki, sandały i lekkie koszulki.

4. Kosmetyki. Codziennego użytku na okres około 2 tygodni. Nie mówię oczywiście o żadnych szamponach czy balsamach(które też wezmę, ale w małych podróżnych tubkach). Jak na przeciętną nastolatkę przystało zdarza mi się używać tuszu do rzęs, czy kredki do oczu, więc wolę zabezpieczyć się na pierwsze dni, żeby nie musieć nikogo straszyć.

5. Nie wyobrażam sobie nie spakować dwóch wspaniałych albumów, które dostałam od przyjaciół w ramach pożegnalnego prezentu. Dodatkowo planuję wywołać milion zdjęć, celem zapełnienia czymś pustych ścian w moim amerykańskim pokoju. Mieszkanie w bursie przyzwyczaiło mnie do przebywania z rówieśnikami 24h/dobę przez siedem dni w tygodniu, więc da mi to zarazem poczucie czyjegoś "towarzystwa" nawet jak będę sama w pokoju.

6. L'ultimo e piu importante, czyli dokumenty! Sevis, ubezpieczenia, paszport, DS160 i tak dalej.


Q&A!
Na kilku blogach pojawiły się ostatnio posty tego typu, więc dołączę się do zabawy. W następnym poście odpowiem na wszystkie zadane w komentarzach pytania, dodatkowo uwzględniając te, które zdarza mi się często słyszeć wśród znajomych czy rodziny:).

czwartek, 16 lipca 2015

Your visa has been approved!

Wypełnianie wniosku to koszmar. Siedziałam nad tym na oko jakieś dwie godziny, bo pierwsza próba złożenia zakończyła się buntem przeglądarki i koniecznością wpisywania wszystkiego od nowa. Wniosek złożyłam 07/07 wieczorem, a spotkanie wyznaczono mi już na 09/07! Wsiadłam samotnie do pociągu i 6h później zmierzałam pieszo przez krakowski rynek w stronę konsulatu. Przyszłam trochę za wcześnie(ze względu na pociąg), ale muszę przyznać, że tak czy tak czekałam tylko jakieś 20 minut. Po wejściu odbywa się standardowy proces pod tytułem "oddajemy telefony i nożyczki", którego przedstawianie pomijam. W środku stałam w kolejce około 10 minut, a sama rozmowa z konsulem zajęła jakieś 2. Wyglądała mniej więcej tak:
''Good morning."
"Hello, you're Urszula, right?"
"Yes."
"Are you excited to go to the USA?
Yes, can't wait."
"You're going to Texas how I see. As an exchange student."
"Yes, I am."
"Who are you going to stay with?"
"A host family."
"Who pays for it?"
"My parents."
"What is your parents job?"
"They manage their own company."
"Ok, great. Your visa has been approved. Have a great time in Texas!"
Myślę, że w dużej mierze może być to związane ze sporym tłokiem. Właściwie każdy wychodził po 1-2 minutach. Nieważne czy jechał do pracy, rodziny czy do szkoły.

środa, 8 lipca 2015

Opener i konsulat

Jak ja mam się cholera jasna spakować w jedną torbę na 10 miesięcy?! Jeszcze tego nie odkryłam, a czasu coraz mniej. No nic, pomyślę nad tym później.

4 lipca wsiadłam do pociągu. Sześć godzin później wychodziłam z gdyńskiego dworca, celem wydania 207zł na prześliczną, żółtą opaskę, która umożliwi mi legalne przekroczenie bramek "lotniska" w Kosakowie. Od 17 do 4 skutecznie obciążałam swoje kolana(skacząc pod sceną), gardło(pełniąc rolę niepłatnych chórków) oraz wiele innych części ciała(pozdrawiam w wszystkich ludzi na koncercie Kasabian, znajdujących się(wraz ze mną) w swoistym centrum pogo). Bardzo boli mnie fakt, że dane było mi wziąć udział tylko w jednym dniu festiwalu, ale lepszy rydz niż nic(:o?). W przyszłym roku zdecydowanie przyjadę na wszystkie dni, najlepiej pod namioty. 
"W przyszłym roku"... W momencie, kiedy uświadamiam sobie jak wiele wydarzy się do "przyszłego roku" nie jestem w stanie nawet wyobrazić sobie ile to czasu. 

Hozier na Main Stage
Disclosure

Zjadłam!
Flume, czyli ostatni koncert
Aha! Zapomniałabym prawie najważniejszego! Jadę jutro do konsulatu. Do Krakowa. Pociągiem. Sama. Na cały dzień. Spoko mamo, nie zgubię się!