środa, 29 kwietnia 2015

Przedmioty i hostfamily.

Co zrobić kiedy chęci i możliwości dużo a miejsc w planie lekcji tylko 7? 

Wybieranie przedmiotów to chyba najcięższa część wymiany. Jest ich za dużo i są zbyt ciekawe, żeby być w pełni usatysfakcjonowanym po wyłonieniu szczęśliwej siódemki. Biorąc pod uwagę mój ambitny plan zaliczenia roku po powrocie, wybierając przedmioty muszę też w pewnym stopniu kierować się profilem w polskim liceum (biol-chem-fiz). W drugiej klasie jest 11 przedmiotów, ale większość postaram się nadrobić sama. Dodatkowa nauka w postaci korepetycji przez dwa miesiące wakacji(...) będzie mi potrzebna z: 

  • matematyki
  • fizyki
  • biologii
  • chemii
  • polskiego(?)

Przeglądając dostępne przedmioty w przyszłym High School, wybrałam te najciekawsze i zajęcia dodatkowe:

  • Creative writing
    Lady Bird Lake - Austin,TX
  • Anatomy & Physiology of Human Systems 
  • AP Biology
  • Aquatic Science
  • Pre-AP Chemistry 
  • Advanced Biotechnology
  • AP Physics 1
  • AP Psychology
  • Pre-AP Spanish 3
  • Pre-AP Latin 3
  • Weights & Conditioning
  • Foundations of Personal Fitness
  • Cheerleading
  • Swimming
  • Cross Country
  • Adv. Animal Science II
  • Robotics I
  • Pharmacology
  • Health Science Technology II
  • Theatre
  • Jazz Band
  • AP Studio Art Drawing
Gdzieś musi się zmieścić matematyka i angielski. Jak ja mam z tego wybrać siedem?! Pogrubioną czcionką zaznaczyłam te, na których najbardziej mi zależy.

Najdziwniejsze przedmioty?
Chyba ,,Equine science'', czyli dosłownie ,,końska nauka''. TEXAS.
Principles of Agriculture - chcesz mieć ośrodek agroturystyczny? To przedmiot dla Ciebie!
Adv. Welding - tutaj chyba najbardziej się zdzwiłam, ,,spawanie zaawansowane''?
Peer tutor - uczysz się jak... uczyć rówieśników? :)
Livestock Production - produkcja zwierzęca, ach tak...

Pojawiły się też przedmioty typu kinematografia, dziennikarstwo, wychowanie muzyczne czy fotografia. Z wielką chęcią bym się na nie zapisała, ale chyba nie starczy mi miejsca w planie :(. 
Droga z domu do samego centrum Austin.
Biorąc pod uwagę, że to miasto o 200km2 większe niż Warszawa, to myślę, że dobrze trafiłam:D.

Indywidualne toki nauczania.
Przystępując do mojej szkoły jako Freshman można ustalić sobie spersonalizowany tok nauczania na cztery lata, ściśle związany z zainteresowaniami. Przykładowo - chcesz być lekarzem? Mają dla Ciebie rozplanowane cztery lata ciężkiej nauki z proponowanymi przedmiotami ustawionymi wedle zasady zwiększania poziomu trudności co pół roku. Senior year oznacza dla Ciebie praktycznie same praktyki w szpitalach, badania w laboratoriach, własne projekty i oczywiście ciężką naukę do SAT'u :). Przedmioty są na poziomie AP (College), więc na studia idziesz doskonale przygotowany. I teraz niech mi ktoś powie, że szkoła w Polsce nie jest beznadziejna.

Rodzinka i pierwsze wiadomości.

Pisałam już maile z HM i jedną z młodszych HS. Wydają się bardzo sympatyczne i pomocne. Póki co rozmawiałyśmy tylko o szkole, bo załatwiania jest NAPRAWDĘ sporo. Odpowiadają na moje wiadomości dużo szybciej niż ja to robię i cały czas piszą, że nie mogą się doczekać aż przyjadę. Umówiłam się na pierwszego skype'a, więc pojawił się już stresik. Rozmowę opiszę w następnym poście. Zastanawiam się nad wysłaniem jakiejś paczki... To tak w skrócie!

Austin nocą.

sobota, 25 kwietnia 2015

OFICJALNY PLACEMENT


<3










*
Tak więc po wielu wysłanych mailach, godzinach spędzonych w internecie i bardzo intensywnych przemyśleniach zdecydowałam się zaakceptować placement, o którym pisałam w poprzedniej notce. Nie będę opisywać dokładnie co się działo, ale jeśli kogoś to interesuje to chętnie odbiorę pocztę czy prywatne wiadomości:). Skończyło się prawdziwym happy endem.



Zilker Park Kite Festival, Austin, TX
Przyszłe dziesięć miesięcy spędzęęęęę... na przedmieściach stolicy Teksasu, Austin!
Prawie 900 000 mieszkańców, stolica kultury stanu, dużo możliwości i fajnych knajpek do wypicia kawy. O kowbojach nic mi nie wiadomo. Jeszcze.

Generalnie to im więcej czytam, tym bardziej kocham to miejsce, także pojadę tam z meega dawką pozytywnej energii. Mam nadzieję, że mój entuzjazm okaże się uzasadniony.





Dokładnie to będę mieszkać w Drftwood, jednym z miasteczek należących do ,,rejonu'' stolicy, jakieś 20 mil (albo może kilometrów?) od samego miasta. Biorąc pod uwagę, że w tym przedziwnym państwie dzieciaki jeżdżą autem 5 lat wcześniej, niż wezmą pierwszy łyk jakiegokolwiek trunku - odległość wydaje się prawie znikoma. Także, DRIFTWOOD

To cudo znajduje się około pół godziny (chyba) drogi ode mnie.
BĘDĘ TAM CHODZIĆ PO SZKOLE A CO

SZKOŁA I HOST FAMILY:

Moja host rodzinka składa się z hmum(42), hdad(46), dwóch hsis(15 i 12), dwóch kociaków i trzech króliczków. Mieszkają w urokliwym domku z ogródkiem i prawdziwą amerykańską kuchnią z wysepką :D. Jeszcze się z nimi nie kontaktowałam, ale myślę, że to właśnie im poświęcę następnego posta. To teraz...

SZKOŁA! Przed państwem Dripping Springs High School:


CZAD
Liczba uczniów oscyluje w okolicach 1,800, co na normy amerykańskie jest dość przeciętne. Dla mnie będzie to spora zmiana, moja obecna ma w granicach 1,000. Dopóki nie skontaktuję się z hfam nie jestem w stanie zbyt wiele powiedzieć o przedmiotach, czy samej ofercie szkoły (drugi temat przyszłego posta), ale wiem, że będę miała baaaardzo dużo opcji do wyboru. Dodatkowo, ta placówka słynie z ponadprzeciętnego poziomu nauczania, co muszę przyznać, bardzo mnie satysfakcjonuje. 


Budynek - perfect, środek budynku - perfect, logo? Też perfect. Zobaczcie sami:


    

W nowej szkole kibicuję tygrysom, i wizerunkiem tego też zwierzęcia będę dumnie biegać po boisku. Jestem szczęśliwa, że kolorystyka ogranicza się do stonowanych kolorów, więc nie trzeba będzie udawać tęczy. Od małego kocham dzikie koty, przeznaczenie?


Tą przepiękną fotorelacją zakończę notkę:)!

niedziela, 19 kwietnia 2015

Al Kaida czyli jak wielkie mam szczęście!

O co chodzi?
Jakieś 10s później leżałam na ziemi
z rozwalonym kolanem, ale warto było. (Kuba2015)
Zawsze wiedziałam, że jeśli idzie o nieszczęśliwie zbiegi okoliczności to jestem gdzieś w czołówce wybrańców, ale nie sądziłam, że nawet w takiej sytuacji fortuna będzie się na mnie wyżywać. Otóż, moja mama puściła pierwszą ratę za wyjazd przelewem w dolarach. Niby nic dziwnego. Przelew doszedł, wszystko wspaniale, a tu nagle pieniążki znikają z konta! Ktoś by pomyślał, że kradzież, hakerzy, no bo co innego? O nie nie, to za proste. Tak się składa, że bank X prowadzi jakieś statystyki, badania czy jak to zwał na temat terroryzmu i przestępczości w sieci. Wybierają sobie jeden przelew w dolarach(z centyliona przesyłanych) i go sprawdzają. Nadawca nieszczęsnego przelewu musi dostarczyć informacji na temat pochodzenia pieniążków, swoich zarobków i miliona nieistotnych rzeczy. Zgadnijcie kogo to spotkało! Tym sposobem moja pierwsza rata wisi sobie gdzieś w wirtualnej przestrzeni, daleko od konta biura.

Całe to zajście uniemożliwia sympatycznemu panu z Perfect'u udzielenie mi jakichkolwiek informacji na temat rodziny(mimo, że pewnie bardzo by chciał mieć to już za sobą), bo żeby to zrobić musi mieć zaksięgowaną wpłatę. Wspaniale! Nie wiem co gorsze; czekanie na placement, czy niemożność poznania go kiedy już jest. Obgryzam paznokcie, wyrywam włosy i trzymam kciuki żeby sprawcy tego zamieszania szybko doszli do wniosku, że jednak nie mam powiązań z Al Kaidą ani nie obrabowałam banku.


huhu
Są i dobre wieści!
Dostałam informację, że już dwie rodziny wykazują chęć goszczenia mnie, więc jest to równoznaczne z tym, że będę miała możliwość wyboru! Biorąc pod uwagę, że mam umowę unguaranteed jest to dość niespodziewane. Super, ale przez to jestem jeszcze bardziej podekscytowana i moja nienawiść w stosunku do bankierów wzrosła dziesięciokrotnie. Umieram z ciekawości, ale nie mogę obecnie nic zrobić, więc pozostaje mi starać się zachowywać normalnie, nie zamęczając nikogo wokół.


wtorek, 14 kwietnia 2015

Papierkowa kupa stresu!


Cześć!
Jeśli przeglądasz tego bloga to prawdopodobnie planujesz wyjazd do USA na rok szkolny i szukasz pomocnych informacji. Pod tym adresem mam zamiar przez okrąglutkie dziesięć miechów takowych tu dostarczać, wzbogacając je o swoje własne doświadczenia i przemyślenia. 

Mam na imię Ula i uczę się w I klasie jednego z wrocławskich liceów, więc na wymianę(właściwie, z wymianą ma to niewiele wspólnego, ale kto by się tam połapał) jadę w klasie II. Dzisiaj dostałam informacje, że mam już placement, ale ze względu na jakieś problemy z przelewem, nic więcej na razie nie wiem.

Jadę z organizacją CCI z biura Perfect. Wszystko załatwiałam naprawdę późno, bo zgłosiłam się dopiero w kwietniu. Kompletną aplikacje złożyłam 10/04, 11 była w Chicago a zaledwie 3 dni później dostałam rodzinę!
Chyba ustanowiłam jakiś rekord, ale co by nie było, skaczę ze szczęścia po ścianach. Ze względu na tak późny termin spodziewałam się dostać rodzinę w okolicach lipca/czerwca, a biorąc pod uwagę, że zdecydowałam się na opcję unguaranteed to szanse na wyjazd oscylowały w okolicach 60%. A tu psikus, mój pesymizm oblano ciepłym moczem (co jak najbardziej mi pasuje).

Po co?
<3
Słusznie, po co mi ten blog? Przecież w internecie jest takich wystarczająco dużo, żeby zebrać sporo informacji i móc sobie wyobrazić jak taki wyjazd naprawdę wygląda. Otóż chcę, żeby był to osobliwy dziennik, do którego będę mogła sobie zajrzeć po latach, jako wyrywający sobie włosy student medycyny, co by powspominać jaka byłam młoda, głupia i pozbawiona obowiązków. No i rodzina rzecz jasna, przyjaciele. Pewnie też czasem będą chcieli się dowiedzieć co tam u tej, no, Uli.

Wypełnianie aplikacji:
W przeciwieństwie do wielu exchange, uważam że nie jest to tak bardzo karkołomny proces jak się powszechnie słyszy. Jedynym wyzwaniem było napisanie listu DO i OD rodziny (myślę, że wiecie o czym mówię), bo więcej niż przedstawiania faktów było w tym psychoanalizy, którą dogłębnie trzeba przeprowadzić na samym sobie. Powiem tak, robiłam o wiele przyjemniejsze rzeczy. Skompletowanie całej aplikacji zajęło mi prawie tydzień, ale warto wspomnieć, że akurat były święta, więc miałam sporo czasu, żeby naprzemiennie wściekać się i zmuszać do pisania. Kiedy przebrnęłam przez tą papierkową kupę stresu, z pełnym samozadowolenia uśmiechem przekroczyłam próg biura Perfekt i napisałam kwalifikacyjny test ELTiS.

Test kwalifikacyjny:
Nie ma się czego bać, naprawdę! Wiem, że wszędzie tak piszą i właściwie sama to wszystko czytałam, ale mimo to, i tak podeszłam do niego z trzęsącymi się dłońmi. Całe moje przerażenie wyparowało, kiedy dowiedziałam się, że mam najlepszy wynik na roku. Szacując, jest on na poziomie około B1, może w niekórych częściach B2. Było sporo słówek, których nie rozumiałam, ale kreatywne myślenie pozwalało określić, czy przykładowy przymiotnik bardziej składnia się w stronę ,,obrzydliwy'', czy ,,zniewalający''. Miałam 92%:).



#życiowe