czwartek, 28 maja 2015

Co u mnie?

Minęło już 90,46% roku szkolnego. Do wakacji zostały 4 tygodnie.
Już za 78 dni pojadę na lotnisko i pożegnam się z wszystkim co mnie otacza na calutkie dziesięć miesięcy. W momencie kiedy ktoś pyta mnie czy się boję; oczywiście że nie, taki ze mnie twardziel. Prawdę mówiąc to coraz bardziej przestaję w to wierzyć. 

Nigdy nie byłam jakoś mocniej przywiązana do... czegokolwiek(kogokolwiek?), ale w tym roku wiele się wydarzyło; zmieniłam miasto, szkołę, poznałam wspaniałych ludzi i ,,troszkę'' się jednak z nimi zgrałam. Perspektywa opuszczenia wszystkiego na tak długi czas wydaje się lekko przerażająca, bo patrząc przez pryzmat tego jak wiele zmieniło się w moim życiu w tym roku szkolnym - mogę tylko snuć domysły jak będzie to wyglądać w czerwcu 2016. Z jednej strony okropnie tęsknię(już) i przykro mi, że ominie mnie tak wiele, za to z drugiej; wyobrażam sobie, że dokładnie to samo będzie mnie dręczyć, kiedy przyjdzie czas na opuszczenie USA. Skrajne emocje są niezdrowe. Nie mogę usiedzieć z ekscytacji(bo tak określę to co towarzyszy mi przed każdą DUŻĄ zmianą), a w międzyczasie jestem rozbita, bo zdając sobie sprawę, że lata licealne są jedyne w swoim rodzaju - boję się, czy na pewno będzie to dobrze spędzony rok. Bez ryzyka nie ma frajdy, więc zakładam, że albo będzie to najlepsza przygoda w życiu, albo... wręcz przeciwnie.



Na jakim etapie są moje przygotowania?
Wegetacja. To teraz robię. Mówiąc oczywiście o czynnościach związanych z wyjazdem. Z całej reszty desperacko korzystam jak tylko mogę. 6 czerwca jest spotkanie organizacyjne w biurze... Hmm, teraz miałam zamiar napisać coś konkretnego, ale niestety owych konkretów brak, więc wspomnę tylko, że niedługo zabieram się za proces wizowy, latanie za szczepionkami, zbieranie podstaw programowych na 2 klasę i kupowanie (o nieeee) książek przygotowujących do wszelakich egzaminów pokroju SAT'u, ACT'u i GED'u. Ciężko.

Co robię pod koniec roku szkolnego?
Jak na przeciętną uczennicę liceum przystało - poprawiam oceny i piszę zaległe sprawdziany. Poza szkołą i ,,szkolnopodobnymi'' zajęciami zdarza mi się chodzić na imprezy(:D), czytać książki, oglądać filmy, spotykać ze znajomymi, uprawiać sporty i oddawać się wszystkim innym czynnościom, co przez ostatnie kilka miesięcy. Nic nowego i nadzwyczajnego. Raz na jakiś czas usiądę sobie w pokoju i poużalam się nad sobą jaka to jestem biedna i pokrzywdzona, że jadę do na wymianę do USA, kiedy chciałabym pojechać na wycieczkę z klasą. Ale to tylko w chwili słabości i zapomnienia o pewnym bardzo użytecznym narządzie zwanym mózgiem. W większości przypadków tryskam szczęściem, przelewając je znajdujących się w pobliżu ludzi. Chyyba tyle.

Luźne przemyślenia
Wydaje mi się, że doszłam wreszcie do zgody sama ze sobą i myślę, że chciałabym zostać psychiatrą. Albo neurologiem. Czy może neurobiologiem? W każdym razie myślę, że pójdę w którymś z tych trzech kierunków. Rok temu zastanawiałam się jeszcze nad dziennikarzem podróżnikiem a astrofizykiem, więc takie zdecydowane przemyślenia sprawiają, że jestem naprawdę pod wrażeniem własnej pewności. Dogłębnie przerabiając wszystkie plusy, minusy, moje zainteresowania i rzeczy, które sprawiają mi przyjemność mogę z całą pewnością stwierdzić, że to coś w czym się odnajdę. Tak, teraz tylko trzeba ułożyć cały plan jak do tego dotrzeć. Mhm.

Drugie primo w moich luźnych przemyśleniach będzie o tym co na pewno chciałabym zabrać ze sobą na wymianę(i po co). Wypiszę to może od myślników co by się miło czytało i nie zlewało.

  1. Polskie książki: popularnonaukowe, lektury, jakiekolwiek pisane ładnym, maturalnym językiem. Normalny człowiek zastanawia się po kiego targać takie toboły jak można wziąć swój ulubiony szampon, chałwę, czy inne skarby. Otóż, moi mili państwo - żeby zdać. Nigdy nie byłam matołem z polskiego, a nawet przeciwnie; zdarzało mi się być najlepszą. Nie da się jednak zapomnieć, że rok bez czynnej styczności z językiem, nieco upośledza zdolność elokwentnej mowy, na której, co by nie mówić, dosyć mi zależy. Ambitny plan zdania całego roku w trzy miesiące, przystąpienie do egzaminu dojrzałości i paradowanie w długich, studniówkowych sukniach z własnym rocznikiem będzie wymagało ode mnie poświęcenia sporo czasu i najwyraźniej - miejsca w torbie. Nie wykluczam co prawda możliwości dosłania moich ksiąg śmierci w czasie późniejszym niż wylot, ale tak czy siak (pocztą czy nie) będą one wyciskać ze mnie (już na miejscu) resztki energii i chęci do życia. 
  2. Numer dwa to kolejne książki - tym razem do matury amerykańskiej. Boże dopomóż.
  3. Tu już coś bardziej przyjemnego - longboard! Jeszcze nie przemyślałam tego w jaki sposób go tam przetransportuję, ale dla teksańskich tras jestem w stanie podjąć ryzyko.
  4. Quatro - buty. Nie rozważam nawet możliwości nie zabrania wszystkich par, co jasno oznajmiłam moim rodzicom.
  5. Jeśli chodzi o oczywiste rzeczy to na pewno zabiorę laptopa, tablet, telefon i zieloną herbatę(tak na wszelki wypadek, jeśli nawet ona będzie tam przesiąknięta chemią). Jakkolwiek ostatnia rzecz nie byłaby oczywista.
Jako mały zasmarkaniec, nie znający pojęcia ,,bajka'' i oglądający jedynie Animal Planet i Discovery miałam kilka ulubionych programów. Jednym z nich byli Łowcy Tornad. Zawsze zastanawiałam się jak to jest być tak blisko tego niesamowitego zjawiska i w trakcie burzy spoglądałam w okno z nadzieją, że zobaczę trąbę powietrzną. Patrząc na ostatnie wydarzenia w Teksasie, możliwe, że będę miała ku temu okazję:





ŻARTOWAŁAM BOJĘ SIĘ JAK CHOLERA









niedziela, 10 maja 2015

Trzy miesiace i studia w USA

Tyle właśnie zostało, TRZY MIESIĄCE. Jak to się stało, że przed chwilą tylko czytałam blogi, a teraz sama takiego piszę? Dwa lata temu nie przyszłoby mi do głowy, że drugą klasę liceum spędzę daleko poza domem. Teraz jestem jedną nogą w Stanach, a ostatnią przeszkodą do pokonania jest bilet lotniczy i wyprawa po wizę.

Google Earth: Dripping Springs High School


To jak to jest z tą maturą?



Odpuszczę sobie ich opisywanie, bo powyższe strony zawierają wszystkie potrzebne informacje. Osobiście planuję zdać wszystkie te testy, czy przynajmniej podejść do nich na wymianie żeby mieć jakieś wyobrażenie o ich kształcie. 

Jeśli chodzi o SAT, czyli jakby nie patrzeć najważniejszy z nich - ciekawym faktem jest, że Amerykanie podchodzą do niego po kilka razy. Dwa to minimum. Dlaczego? Liczą się najlepsze wyniki osobno z każdej części testu, bez względu na kolejność pisania. Bardzo mnie to pociesza, bo nie wiem czy byłabym w stanie napisać SAT po tak krótkim przygotowaniu. Bynajmniej nie z zadowalającym wynikiem:D.

Gdzie zdawać SAT?  
W Polsce egzaminy SAT można zdawać w trzech miejscach: w American School of Warsaw w miejscowości Konstancin-Jeziorna, w Gdańskich Szkołach Autonomicznych lub w The International School of Kraków. Miejsce zdawania egzaminu wybiera się przy internetowej rejestracji na egzamin na stronie www.collegeboard.com.


GED, czyli swoista matura zaoczna jest mi potrzebny jako zamiennik High School Diploma, którego niestety nie będę mogła dostać w swoim liceum. W Stanach zdają go zazwyczaj osoby, którym nie udało się dostać dyplomu w szkole(z wiadomych powodów). Inną grupą są obcokrajowcy bez skończonej amerykańskiej szkoły, którzy aspirują do studiowania w tymże kraju. Na chwilę obecną myślę, że się do nich zaliczam.

Ostatnim testem jest ACT, który stanowi pewnego rodzaju zamiennik SAT'u. Niestety jeśli w grę wchodzą co lepsze uniwersytety, wymagają one zdania tego drugiego.


Szkolny parking ze street view.